Ocena:
Książka „Alliances” autorstwa Karen Miller otrzymała mieszane recenzje od fanów serii SG-1. Wielu chwaliło styl pisania i przedstawienie postaci, choć niektórzy znaleźli błędy w spójności postaci i głębi emocjonalnej. Tempo zostało skrytykowane, zwłaszcza na początku, ale kilku czytelników podkreśliło wciągającą fabułę i akcję, która rozwija się później.
Zalety:Dobrze napisany, z angażującymi postaciami wiernymi serialowi, szybką akcją i ogólnie przyjemną historią. Kilku fanów doceniło wgląd w dynamikę postaci i relacje między nimi.
Wady:Powolny początek i początkowe zawiązanie fabuły postrzegane jako wymyślone; niektórzy uznali, że emocjonalna treść jest przesadna i niespójna z zachowaniem postaci z serialu. Kilku czytelników zwróciło uwagę na nagłe zakończenia i życzyło sobie lepszej chemii w interakcjach między postaciami.
(na podstawie 45 opinii czytelników)
STARGATE SG-1 Alliances
Cena porażki...
SG-1 chciała tylko technologii, aby uratować Ziemię przed Goa'uldami, ale misja na Eurondę zakończyła się straszliwą porażką. Teraz psy Waszyngtonu ujadają na krew Jacka O'Neilla - a senator Robert Kinsey przewodzi grupie.
Kiedy Jacob Carter prosi generała Hammonda o udział SG-1 w misji dla Tok'ra, wydaje się, że jest to odpowiedź na dylemat O'Neilla. Tajemniczym Tok'ra kończą się żywiciele, a Jacob wierzy, że znalazł odpowiedź - ale oznacza to, że O'Neill i jego zespół muszą ryzykować życie, infiltrując farmę hodowlaną niewolników Goa'uldów, aby rekrutować ludzi chętnych do przyłączenia się do Tok'ra.
To ryzykowna propozycja, zwłaszcza że opady z Eurondy nadwerężyły więzi zespołu niemal do zerwania. Jeśli nie znajdą sposobu na zapomnienie o dzielących ich różnicach, mogą nie wrócić do domu żywi...
Sojusze.
W kamiennym pomieszczeniu, w którym zostawił ich Va'ton i jego podwładni Jaffa, nie było żadnych udogodnień. Żadnych ławek. Żadnych koców. Żadnych poduszek. Typowa gościnność Goa'uldów. Na podłodze więziennej celi znajdowała się jednak duża, zaschnięta plama krwi.
Daniel nie zamierzał o tym myśleć.
Zdjął koszulę, zawinął ją i położył pod głową Jacka. Nie było tego wiele, ale lepsze to niż nic. Boże, był głodny. Lekko kręciło mu się w głowie. Więcej niż trochę roztrzęsiony. Z rany na dłoni już dawno przestało kapać, ale wciąż bolało. Był przekonany, że wdało się zakażenie. Co było niczym w porównaniu z kłopotami, w jakich się znaleźli. Standardowa odpowiedź O'Neilla: Nie martw się, Daniel. Bywało gorzej.
W porządku. Może. Raz. Siedząc w korytarzu pokrytym krwią, właśnie postrzelony na kawałki przez broń Jaffa, na statku-matce, który był uzbrojony w C4, wiedząc, że jego rana prawdopodobnie zabije go pierwszego, wiedząc, że Jack, Sam i Teal'c też wkrótce umrą.
Przeżył to. Oni też. Ale nawet koty mają tylko dziewięć żyć, a on nie był kotem. Ile razy mógł stepować na krawędzi śmierci przed tym ostatecznym, śmiertelnym upadkiem?
Proszę, Boże. Niech nas wkrótce uratują.
Jack lubił mawiać: "Zawsze jest jakiś plan B".
"Nie tym razem", powiedział swojemu przyjacielowi. "Tym razem, Jack, będzie cud... albo nic".
© Book1 Group - wszelkie prawa zastrzeżone.
Zawartość tej strony nie może być kopiowana ani wykorzystywana w całości lub w części bez pisemnej zgody właściciela.
Ostatnia aktualizacja: 2024.11.13 21:45 (GMT)