Ocena:

TRANS/gressive autorstwa Riki Wilchins to książka, która porusza historię ruchu na rzecz praw osób transpłciowych poprzez połączenie osobistych wspomnień i komentarzy społecznych. Książka jest chwalona za edukowanie czytelników o często pomijanych aspektach historii i aktywizmu trans. Podczas gdy wiele recenzji chwali jej pouczający i wciągający styl, mniejszość wyraża sprzeciw wobec jej perspektyw i treści.
Zalety:⬤ Pouczająca na temat historii transpłciowości i jej znaczenia w szerszym ruchu LGBTQ+.
⬤ Wciągający styl pisania, łączący osobiste wspomnienia z analizą historyczną.
⬤ Zapewnia unikalną perspektywę na wykluczenie osób transpłciowych w ruchach feministycznych i gejowskich.
⬤ Polecana aktywistom, feministkom i członkom społeczności LGBTQ+.
⬤ Niektórzy czytelnicy uważają, że styl pisania jest żmudny i przepełniony użalaniem się nad sobą.
⬤ Kilku recenzentów uważa, że książka przedstawia przedwczesną perspektywę w odniesieniu do postępów w zakresie praw osób transpłciowych.
⬤ Nieporozumienia dotyczące ujęcia kwestii transpłciowości w odniesieniu do praw gejów i społeczności LGBTQ+.
(na podstawie 5 opinii czytelników)
Na początku lat 90. nikt nie mówił o osobach transpłciowych i nikt ich nie znał. Nie było nas w telewizji ani w filmach. To, co tworzyło widoczną część transseksualnej społeczności - w przeważającej mierze białej, miejskiej i z klasy średniej - było również w przeważającej mierze skupione na konferencjach, operacjach lub hormonach i akceptacji cispłciowości.
Wciąż była to populacja zdecydowanie niepolityczna, często w defensywnej postawie, ponieważ była również nieustannie atakowana przez media, policję, lokalne organy ustawodawcze, feministki, a nawet zwolenników LGB, ale nigdy nie-T.
Byliśmy grupą, która wciąż uważała się za zbiór odrębnych jednostek, a nie ruch. To, co sprawiało, że świadomość polityczna była tak trudna, to fakt, że w mieście nie było "transpłciowej dzielnicy", w której widywalibyśmy się regularnie.
A społeczeństwo głównego nurtu przeważnie nas ignorowało. A kiedy tak się nie działo, zwykle dawało do zrozumienia, że nami gardzi. Byliśmy dziwakami. Byliśmy gendertrashami.
Żyliśmy w przejściowej i zamkniętej społeczności, która znała siebie tylko przez kilka dni podczas konferencji w hotelach przy autostradzie międzystanowej.
Ale to wszystko miało się wkrótce zmienić.
Nawet jeśli unika się polityki, łączenie pogardzanych i marginalizowanych ludzi samo w sobie jest aktem politycznym. Nie zdając sobie z tego sprawy, społeczność osiągała masę krytyczną.
Nawet w czasach przed Internetem, przed telefonami komórkowymi, wystarczająco dużo osób transpłciowych spotykało się ze sobą wystarczająco często, aby zacząć zdawać sobie sprawę, że możemy być siłą, że tak naprawdę nie potrzebujemy akceptacji cispłciowej. To, czego potrzebowaliśmy, to nasze prawa obywatelskie.
Jest to wewnętrzna historia o tym, jak w ciągu zaledwie kilku lat garstka aktywistów transpłciowych zebrała się w obliczu ogromnych trudności i sprzeciwu, aby uruchomić z marginesu społeczeństwa to, co wyrosło na nowoczesny ruch polityczny na rzecz praw płci.