
To był kolejny dzień w biurze. Szuflady w moim biurku powoli otwierały się i zamykały. Tego dnia było wyjątkowo wietrznie, znajdowałem się na sto trzecim piętrze wieży World Trade Center. Kiedy było wietrznie, budynek miał wbudowany współczynnik kołysania do czterech stóp w każdym kierunku. Niektórzy ludzie mieli mdłości z powodu ciągłego kołysania, inni wychodzili z budynku, aby odpocząć. Kolejny dzień na parkiecie obligacji dużego banku inwestycyjnego, w którym pracowałem. Głowa bolała mnie od wczorajszego pijaństwa z przyjaciółmi. Byłem teraz w krainie nieustannego nękania i presji. Lunch przy biurku, gdzie byłem przykuty przez większość dnia. Jeśli zamówiłeś sałatkę, aby nadrobić złe decyzje z ostatniej nocy, byłeś bez końca wyśmiewany. Miałem szczęście, że zajmowałem to miejsce. Dni były długie i żmudne, ale warte nagrody.
Miasto stawało się rozdęte, przepełnione, głupie z ambicjami. Budynki były wyższe, moralność luźniejsza, alkohol tańszy. Wszyscy piliśmy kool-Aid. Miasto było wypełnione etosem tamtych czasów, rozkoszując się szaleństwem i zarabianiem pieniędzy, to były lata osiemdziesiąte w Nowym Jorku.
Niewiele jest pragnień bardziej głęboko ludzkich niż chęć ucieczki od rzeczywistości, w której się znajdujemy. Problemem nie jest to, że im ładniejsze jest twoje życie, tym więcej masz zasobów, by z niego uciec, ale raczej ograniczenia wynikające z bycia człowiekiem. Utknąłeś ze sobą. To warunek konieczny istnienia. Chciałem, by przytrafiały mi się niesamowite rzeczy, a nie powolne wypalanie się w dorosłości. Stawałem się zbyt wieloma częściami siebie, zaczynałem się rozpadać, miejski sos rozgotowany. To bardzo wymagające środowisko, nastawione na przetrwanie najsilniejszych. Poziom energii wzrasta, wraz z radarem i sprawnością. Wywołuje to pewną agresywność. Rodzi nieszczerość, pretensje, nieuczciwość, afektację, ostentację i lekceważenie. Nie jest to zbyt zdrowe na żadnym poziomie.
Wtedy przyszedł list. Zgłosiłem się do Korpusu Pokoju pod wpływem szalonego impulsu, nie myśląc nawet przez sekundę, że facet z Wall Street może być interesujący dla kogokolwiek w jakimkolwiek charakterze. Wybranym krajem było Królestwo Tonga na południowym Pacyfiku. Nigdy o nim nie słyszałem. Pobiegłem do biblioteki, aby dowiedzieć się więcej o tym odległym łańcuchu wysp w Polinezji. Korpus Pokoju przyjął mnie na dwuletni staż. Miałem pracować dla misjonarza, który nadzorował Prison Fellowship International. Była to organizacja zrodzona z doświadczeń Charlesa Colsona, byłego doradcy prezydenta Nixona. Skazany za przestępstwo związane z Watergate, Colson odsiedział siedem miesięcy w więzieniu. W tym czasie zobaczył i doświadczył różnicy, jaką wiara w Jezusa czyni w życiu ludzi. Przekonał się, że prawdziwym rozwiązaniem problemu przestępczości jest duchowa odnowa. Chciał pomóc mężczyznom i kobietom zmienić swoje życie poprzez Chrystusa. W 1979 roku założył Prison Fellowship International, rozszerzając misję i pracę poza Stany Zjednoczone. W 1983 roku Prison Fellowship International otrzymała specjalny status konsultacyjny przy Radzie Gospodarczej i Społecznej ONZ. Obecnie jest to największe i najbardziej rozległe stowarzyszenie krajowych ministerstw chrześcijańskich działających w obszarze wymiaru sprawiedliwości w sprawach karnych. Oddolna obecność umożliwia jej służbę więźniom i ich rodzinom w sposób odpowiedni kulturowo.
Sercem ministerstwa są ich wolontariusze, czyli ja. To był dla mnie kompletny szok. Co oni sobie myśleli? Nie jestem religijny, nie mam żadnego doświadczenia w tej dziedzinie ani w niczym podobnym. Jestem sprzedawcą obligacji na Wall Street.
Królestwo Tonga było antidotum na Nowy Jork. Był to rodzaj oczyszczenia. Odrodzenie. Szansa na zobaczenie życia w prostym świetle codziennej egzystencji. Bycie tam wymagało ode mnie nauczenia się, jak istnieć w prawdziwym życiu bez wszystkich zwykłych ucieczek i rozpraszaczy...