Ocena:

Obecnie brak opinii czytelników. Ocena opiera się na 3 głosach.
W latach siedemdziesiątych byłem jeszcze w szkole. Dziecko lat sześćdziesiątych, dorastające w szalonych latach siedemdziesiątych, z rozwianą grzywką i bardzo kiepskimi, "źle dopasowanymi" ubraniami. Przez kilka lat wcześniej Wielka Brytania - gdzie mieszkam - była zalana fenomenem, jakim był "Glam Rock". Brytyjskie zespoły takie jak Slade, The Sweet i Gary Glitter przewodziły "rewolucji glam" w Anglii, a podobny ruch zaczynał się formować, rozwijać i szybko ewoluować w USA i nabierał bardzo dużego rozpędu.
W krzykliwy, zuchwały i błyszczący sposób. Byłem wielkim fanem amerykańskich komiksów i filmów "Hammer Horror", a na horyzoncie pojawił się amerykański zespół, który był połączeniem tego wszystkiego. Moi rodzice regularnie kupowali mi "Monster Mag", magazyn z plakatami horrorów i Hammer House of Horror - oba miały być przeznaczone dla nieco starszych dzieci i skierowane do nastolatków i dorosłych - oraz komiksy takie jak Hulk, Daredevil i Silver Surfer. Chłonąłem błyszczące magazyny i komiksy tamtych czasów i wydawałem na nie większość mojego kieszonkowego.
Byłem w swoim własnym świecie, oddając się "komiksowej fantastyce". Wtedy natknąłem się na KISS... Przechodziłem obok Virgin Records, naszego największego i najlepszego sklepu z płytami w marcu '79 roku, a tam w oknie był album, który wyróżniał się spośród całej otaczającej "nijakości" i przemawiał do mnie i moich "horrorów/komiksów". Albumem tym był "Destroyer" - który był już wydany od trzech lat - i nie było innych myśli w mojej głowie, MUSIAŁEM go mieć. W tamtym czasie nigdy nie słuchałem KISS ani nawet o nich nie słyszałem - miałem zaledwie 13, prawie 14 lat, a moje życie, jak wcześniej wspomniałem, kręciło się wokół horrorów i bohaterów komiksów, ale zespół na okładce tego albumu wydawał się obejmować oba elementy. Wyglądający jak "superbohaterowie" nadciągający z góry, obraz na okładce "Destroyer" był tym, co najbardziej przykuło moją uwagę. Z pięściami uderzającymi w wypełnione dymem powietrze, cztery behemoty na kółkach wyglądały jak siła, z którą należy się liczyć, a później odkryję, jakim muzycznym "tour de force" byli. Album został kupiony tak szybko, jak tylko udało mi się zaoszczędzić gotówkę i od tego dnia nie było już odwrotu. Zabrałem płytę do domu, puściłem ją na śmierć na odtwarzaczu mojego ojca - ponieważ w tamtym czasie nie miałem żadnego - i to było to, byłem uzależniony, KISS byli moim ulubionym zespołem i nawet teraz, 38 lat później, nadal nim są. Mam wszystkie albumy, na CD, wiele koszulek i widziałem ich osiem razy i będzie to co najmniej raz na tej nadchodzącej trasie.
Trzykrotnie widziałem też Ace'a Frehleya na żywo, co zawsze jest niesamowitym przeżyciem. Spotkałem Gene'a Simmonsa, prawie spotkałem Ace'a Frehleya podczas "wywiadu, który nigdy się nie odbył", korespondowałem z Brucem Kulickiem, byłem na konferencji prasowej KISS - z nimi w pełnym makijażu przez całe dwadzieścia minut - a nawet widziałem ich w USA podczas trasy "Monster" z Motley Crue.
Uważam, że miałem ogromne szczęście w tych wydarzeniach, a więcej szczegółów na ten temat zostanie ujawnionych na dalszych stronach tej książki. Mamy więc KISS - LEGENDY ROCK'n'ROLLA - superbohaterów, którzy zmienili i nadal zmieniają oblicze rock'n'rolla. Wszystko, czego teraz potrzebujemy, to kolejna trasa reunionu w oryginalnym składzie...