
Marcia Ann Gold: Our Love Story
To opowieść o miłości i nadziei, i jak każda dobra historia, musi mieć czarny charakter. Naszym czarnym charakterem był rak.
Marcia i ja uciekliśmy w Walentynki 1986 roku. Kiedy małżeństwo zaczyna się w ten sposób, kończy się z taką samą pasją jak na początku. Nigdy, przenigdy nie ma wystarczająco dużo historii do opowiedzenia o tej kobiecie, która nigdy nie była znudzona ani nudna.
Obejmowała życie, miłość, a przede wszystkim mnie.
Przynajmniej tak zawsze czułem - ale założę się, że jest wielu ludzi, którzy czuli, że oni też byli dla niej najważniejsi - bo taka właśnie była. W ciągu swojego życia dosłownie dotknęła tysięcy ludzi - od celebrytów, takich jak Roseanne, którzy wysyłali kwiaty i dzwonili, po fotografów z całego świata, którzy zostali przyjaciółmi na całe życie.
I wielu innych. Ze wszystkimi dzieliliśmy tak wiele. Myślę, że odbiło się to szerokim echem, ponieważ nie była to historia o raku, ale o miłości.
A tym zawsze warto się dzielić. Ta historia jest po prostu migawką tej walki, strachu i nadziei. Nie ma nic przedtem.
Nasz świat kurczy się, gdy jesteśmy chorzy - a nasz bardzo się skurczył. Oto więc podsumowanie moich postów - teraz wszystkie w jednym miejscu.
Hołd dla Marcii Gold, 1952-2018.