
W jaki sposób rodowód przypomina język i czy istnieją aspekty obu, które zawsze będą wydawać się nieprzetłumaczalne? Z Pragą jako tłem, Jalubí bada to pytanie, próbując balansować na napiętym punkcie kulminacyjnym tego, co w historii rodziny mówcy zostało dokładnie zachowane, a co zostało przekształcone w mit poprzez celowe i przypadkowe przeinaczenia. Osadzony w cieniu czarownic, smoków i ducha prababki, zbiór ten sugeruje, że historia sama w sobie jest nawiedzeniem.
Niczym uporczywy duch, historia odmawia umieszczenia siebie w sepiowym filtrze nostalgii: zamiast tego jest złotym liściem, który ozłaca teatry w Pradze; błyszczącym burgundem miejskich granatów, które są modne w kolczykach dziedzicznych; szarością zamków i katedr; płowymi i lnianymi polami rzepaku w małej wiosce rolniczej w pobliżu granicy ze Słowacją. Pośród kolorów i zwyczajów Pragi, autor dzieli się zmaganiami z próbą zrozumienia i bycia zrozumianym w różnych językach. Tłumaczenie w tych wierszach jest zarówno grą, jak i przedstawieniem, zaproszeniem i izolacją.
Podzielona na sekcje, które oznaczają różne przyjazdy i wyjazdy, kolekcja stawia pytanie, czy dana osoba może kiedykolwiek naprawdę zamieszkiwać miejsce z jakimkolwiek stopniem stałości, czy też tożsamość musi zawsze pozostawać w ruchu. Poprzez te przyjazdy i wyjazdy, Jalubí kronikuje poszukiwania małej wioski rolniczej rodziny, z której pochodzi, i ostatecznie staje się poszukiwaniem samego siebie. Jak pisze autor w końcowych wersach zbioru: „Bycie jedną osobą w tym rodzie nie jest niczym więcej / niż bycie jedną literą języka: /napisaną, ale nieświadomą słów”.