
Kiedy barwni zachodni poszukiwacze dokonali już swoich strajków i ruszyli w dalszą drogę, pozostawili za sobą inną, mniej znaną rasę ludzi - górników hardrockowych. Przez sześć dekad ci pracujący sztywniacy podążali za możliwościami górniczymi do miast boomu na międzygórskim zachodzie i wydłubywali z głębin bogactwa innych ludzi. W kopalniach, począwszy od chwalebnych otworów poszukiwawczych po podziemne kopalnie, zbierali i wysadzali, czasami w dwunastogodzinnych zmianach, nie tylko rudę i minerały, ale także niszczący płuca pył. Pracując przy świetle świec w źle wentylowanych, wąskich i często upalnych głębinach, narażali się na niebezpieczeństwa związane z ogniem, gazem, wodą podziemną i zawałami. Zainteresowanie kierownictwa wysoką produktywnością i zyskami często zagrażało potrzebom górników w zakresie płacy wystarczającej na utrzymanie i bezpieczeństwa pracy. Niektórzy górnicy podejmowali działania odwetowe, kradnąc rudę swoich szefów, ponieważ stara górnicza maksyma mówiła im, że "złoto należy do tego, kto je znajdzie".
Na powierzchni żyli w społecznościach takich jak Cripple Creek, Goldfield, Bisbee i Leadville, które były zachodnie, a jednocześnie miejskie. Zmagali się tam z surowym klimatem, niedostatkami na pograniczu i rozpadającymi się budynkami mieszkalnymi. Ale łagodzili swoje trudy własnymi rozrywkami: konkursami wiercenia skał, które były dla górników tym, czym rodeo dla kowbojów; praktycznymi żartami, takimi jak shivarees, polowania na bekasy oraz spotkaniami towarzyskimi, piknikami i specjalnymi uroczystościami.
Czerpiąc obficie ze współczesnych źródeł, Ronald C. Brown przedstawia pierwsze dokładne studium codziennego życia i pracy górników z Wyoming, Nowego Meksyku, Arizony, Utah, Kolorado i Nevady w latach 1860-1920. Brown starannie dokumentuje swój argument, że choć początkowo górnictwo stało się bardziej niebezpieczne, postępująca industrializacja przyniosła korzyści górnikom, otwierając więcej miejsc pracy, a w dłuższej perspektywie eliminując zagrożenia przedindustrialne.