
Dni mijały, a zemsta Angelo wciąż wisiała w powietrzu.
Scrope'a nigdy nie spotkał los na krótkim zakręcie jednej z ciemnych rzymskich ulic, którą przychodził punktualnie co wieczór o jedenastej. Zastanawiałem się, czy nasz posępny przyjaciel wyczerpał już złowrogą siłę natury stworzonej do leniwego zadowolenia.
Miałem taką nadzieję, ale myliłem się. Pewnego popołudnia wybraliśmy się na spacer, ---- panie, Scrope i ja, ---- po uroczej Willi Borghese, i aby uciec od zgiełku modnego świata i jego rozproszenia, zawędrowaliśmy w odludny zakątek, gdzie stary spróchniały mur, smukłe czarne cyprysy i niewydeptana trawa tworzyły, pod wspaniałym rzymskim niebem, najbardziej harmonijny obraz.